— Pali się w osiedlu Chyżego Orła! — krzyknął jakiś Irokez, podbiegając do wodza. — Ze szczytu Czerwonych Skał wyraźnie widać płomienie i dym!
— Mój Boże! — zawołał rozpaczliwym głosem chłopak. — Być może, tatuś i mamusia są w niebezpieczeństwie! Co robić? Co robić?
Czarny Sęp położył mu rękę na ramieniu i szepnął:
— Nie rozpaczaj, my wam pomożemy!
To rzekłszy, rzucił w tłum krótki rozkaz.
Za chwilę Indjanie przyprowadzili osiodłane konie.
Pięćdziesięciu jeźdźców pomknęło w mrok nocny.
Na czele oddziału pędził wódz, mając przy sobie Uangarona i Stasia.
Rumaki rwały, jak wicher, i z trwożnem rżeniem wpadły do osady, stając dęba i chrapiąc z przerażenia.
Staś ujrzał tartak. Stał cały w płomieniach. Nawet płot się palił, a wężyki ognia biegły po gałęziach drzew, o-
Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.