Z bronią, gotową do strzału, posuwali się leśną drogą, biegnącą w stronę najbliższej stacji kolejowej. Przed oddziałkiem jechało kilku wywiadowców, którzy szczęśliwie minęli linję zastaw, której wczoraj jeszcze nie mógłby przekroczyć żaden biały kolonista.
Na jednym z odcinków lasu patrol skrył się za załamaniem drogi.
Uspokojony oficer, paląc fajkę, jechał już pewny, że wymknie się buntownikom.
Nagle stało się coś nieprzewidzianego.
Z gęstych zarośli wikliny, przesadzając krzaki, wypadł na drogę łaciasty koń. Siedzący na nim Irokez z białemi piórami na głowie, postawiwszy rumaka bokiem, zatarasował wąską drogę i przemówił:
— Nie chcemy przelewu krwi. Żądamy jedynie sprawiedliwości i dotrzymania umów, istniejących pomiędzy rządem Kanady, a nami. Wymagamy, aby biali wojownicy powrócili do Indjanopolisu...
Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.