Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

mówić do nich najbardziej przekonywająco.
Wstał i spokojnym głosem oznajmił:
— Słyszałem głos czcigodnego Maranby... Nazwał mnie „bladą twarzą“, chociaż w dzieciństwie niejedną noc spędziłem pod jego strzechą, a matka moja uzdrowiła Wiggit, córkę Maranby. Przed chwilą w głosie starego druha słyszałem gniew... Niech objaśni, dlaczego nazwał mnie, jak wroga swego, bladą twarzą?
Czarownik nagle się zmieszał i nie patrzył na Stanisława.
— Mów, Maranba! — rzucił w jego stronę Czarny Sęp.
Czarownik znacznie już łagodniejszym tonem jął mówić:
— Biały brat... wiem... jest przyjacielem Irokezów... lecz biały brat pozostał z blademi twarzami w Indjanopolisie i nie wyszedł z nami na ścieżkę wojenną... Odezwała się w nim wilcza krew bladych twarzy... Nie możemy mu ufać... szczególnie teraz, gdy bę-