Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/10

Ta strona została przepisana.

i umieli najlepiej. Patrząc na to życie białych przybyszów — aroganckich i pogardliwych, wydać się mogło, że to jakieś ćmy kreślą swój nieopatrzny, szaleńczy lot kolisty nad niszczącym płomieniem lampy, że to odurzeni haszyszem derwisze i obłędne, histeryczne bajadery miotają się w tańcu śmierci w mieście zadżumionem, od świata odciętem.
Do morza bezrobotnych i głodnych Chińczyków po zagarnięciu Syberji przez bolszewików wpłynęły nowe potoki. Zupełnie odmienne niosły one w swoich wirach odłamki społeczeństw.
Niezmiernie barwne było to nowe zbiegowisko ludzkie. Niemcy, Łotysze, Madjarzy, Austrjacy, Czesi, Polacy, Gruzini, Ormianie i inni z tej wieży Babel, z tej nieprzerwanej „mêlée des nations“, dezerterzy z oddziałów amerykańskich, angielskich, francuskich, przysłanych jako posiłki dla krótkotrwałego rządu niezależnej Syberji republikańskiej. Byli też tacy, którzy, spędziwszy kilka lat w obozach dla jeńców z wielkiej wojny, zapomniani przez swoje władze ojczyste, tułali się po Sybirze; część ich dla kawałka chleba i ciepłego kąta założyła „przygodne gniazda rodzinne“, nie czując bynajmniej dla tych „cichych przystani“ miłości, ani wdzięczności i nie wysilając się nawet na zrozumienie duszy kobiety, z zaufaniem a nieraz i prawdziwem uczuciem marzącej o zgodnem i szczęśliwem pożyciu; jedni, jako fachowcy znaleźli zatrudnienie dla siebie na kolejach i w kopalniach, drudzy znów, przekradając się ku wschodowi, gdzie spodziewali się znaleźć opiekę swoich konsulów, zarabiali na każdy etap męczeńskiej włóczęgi pracą u chłopów na porębach, przy budowie domów, przy naprawie narzędzi rolniczych,