Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/105

Ta strona została przepisana.

że Rasputin nigdy nie zgadzał się ratować carewicza w dni dżdżyste lub mgliste...
— Ma pan zupełnie ścisłe informacje, — spokojnym tonem potwierdził Wagin i dodał: — Dziękuję pani, proszę o jeden tylko kawałek cukru... Tak! Najlepsze dla jego praktyki były dni pogodne, słoneczne lub czasem — znów przeciwnie — gdy przed burzą w powietrzu gromadziła się elektryczność. W innym czasie posiłkował się hipnozą indukcyjną, posyłając chorym swój portret, koszulę lub obrazek święty, wiszący na piersi... Znam te rzeczy, wyolbrzymione do rozmiarów „cudów“... Ale i to można zrozumieć, jeżeli się zważy, w jakiem niezwykle wysokiem, niedostępnem dla zwykłego śmiertelnika otoczeniu działał smutnej pamięci Rasputin...
Ludmiła nie mogła wyjść z podziwu. Tak spokojnie i obojętnie nie mógł mówić człowiek, zamierzający zgładzić nadwornego znachora i jego protektorkę — cesarzową.
— Chyba to, co opowiadał Klimow, jest tylko plotką? — pytała siebie.
Postanowiła zrobić jedną próbę. Spuszczając oczy i do nikogo poszczególnie nie zwracając się, spytała:
— Wydaje mi się jednak rzeczą nieprawdopodobną, jak mogła cesarzowa...
— Mój Boże! — przerwał jej Wagin. — Ciągle się słyszy to pytanie! A przecież jest to takie łatwe do zrozumienia! Kochająca matka, drżąca o swego syna, który może każdej chwili umrzeć, jak tonąca — deski ratunku, czepiała się tego znachora, jednem słowem lub spojrzeniem przerywającego krwotoki cesarzewicza, czego nie mogli uczynić najsławniejsi