Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/112

Ta strona została przepisana.

strzępów nadziei, ale gdy już wszelkie złudzenia prysły, odnalazł w sobie zupełnie nowego człowieka, a ten, inaczej już myśląc i odczuwając, innych też użył sposobów załatwienia sprawy...
Wagin wstał i, prostując barki, spiesząc się jeszcze bardziej, zakończył swoją opowieść:
— Wszedł do mieszkania bolszewika i strzelił celnie do zbyt praktycznie patrzącej na życie panny i przerażonego żydziaka. Świadkiem tego morderstwa był jeden tylko człowiek, który na odgłos strzałów wypadł z sąsiedniego pokoju, ale ukrył się natychmiast... Ścigał on potem mego przyjaciela, aż ten dał nura, wstąpiwszy na ochotnika do pułku cudzoziemskiego, i zniknął. Bitwy, jak słyszałem potem, otrzeźwiły go znakomicie i zaleczyły blizny jego głupiego serca... Późno już, a tymczasem mam jeszcze coś do załatwienia na mieście...
Poczuł dreszcze i skurcz mięśni w szczękach, gdy mówił:
— Muszę już pożegnać panie i pana, doktorze, i — uciekać! Dziękuję za uprzejme i zaszczytne dla mnie zaproszenie dzisiejsze!
— To i ja ruszę razem z panem — powiedział von Plen i zaczął prostować swoje długie, kościste ciało.
Wyszli razem. Idąc już ulicą, Wagin zapytał lekarza:
— Czy pan dobrze zna odcinek Fu-Tien-Koo za jaomyniem? Chodzi mi o to, aby dostać się do „Gospody 4-ch stron świata“ nie od strony ulicy, ale z jakiegokolwiek bądź innego miejsca — choćby z powietrza lub spod ziemi!