Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/169

Ta strona została przepisana.

i kość z kości szlachty swego narodu!... Byłaby to zdrada!... Niech sobie trwa wojna domowa, bo to zrozumiałe... Biją się bracia o różnych poglądach na losy swego państwa, ale żeby mieli z tego skorzystać ludzie innej rasy i wiary...
Wagin targnął głową i wyrwał swoją dłoń z ręki Chackelesa.
— Z tej wojny domowej korzystają najwięcej ludzie waszej wiary i rasy — Żydzi, cała plejada Trockich, Apfelbaumów, Rosenbergów, Wałachów, Nachamkesów, Radków, Kohnów, którzy puszczają krew Rosjanom... Ale macie słuszność, nie chciałbym, aby z rewolucyjnej zawieruchy mogli skorzystać Japończycy i Chińczycy... lub jakikolwiek inny naród...
Chackeles ucieszył się, posłyszawszy ostatnie zdanie Sergjusza, i spytał:
— Więc jak będzie? Nu-u?
Wagin zaśmiał się niespodziewanie głośno. Towarzysz Abram aż drgnął i wylękłym głosem powtórzył:
— Nu-u?
— Skoro ja was nie sprzątnąłem, to zapewne nikogo już nie sprzątnę. Ja w żadne sprawy tego rodzaju mieszać się nie zamierzam, a szczególnie w związane z Moskwą czerwonych komisarzy! — stanowczo i dobitnie odpowiedział Sergjusz. — Gdyby wybuchła wojna Rosji z obcem zaborczem państwem, wstąpię do szeregów armji.
— Czerwonej armji?! — wykrzyknął Abram.
— Tak!
— Bohater!... — pozwolił sobie na szyderstwo Żyd, lecz nie dodał już ani słowa, gdyż Wagin utkwił w nim ostre spojrzenie swych mglistych oczu.