spostrzegł mnie. Wyglądał bardzo mizernie... Gdzież to ja schowałam tę nieszczęśliwą przepustkę?
Wagin ledwie nie krzyknął z radości. Miał już to, czego z takim mozołem i męką szukał przez całą noc. Przepustka! Przepustka, aby się wyrwać wreszcie z tego śmietnika ludzkiego, z tego zbiorowiska czołgających się trupów! Musi ją mieć, aby przedostać się do Szanchaju i... Przypomniały mu się słowa Ludmiły. Wyczuł w nich niepokój i troskę o siebie, ale jednocześnie wydało mu się, że otrzymał policzek. Ktoś ośmiela się czuć litość dla niego?! Być może, uważać go za niezdolnego nawet do walki, bezsilnego i upadającego na duchu?! Zerwał się z łóżka, szybko się ubrał i prawie wybiegł z domu. Czuł się podnieconym i silnym, lecz nie zdążył jeszcze dojść do jaomynia, a już zmuszony był stanąć i odetchnąć. Serce tłukło mu się w piersi z taką siłą, że sprawiało mu to ból; cały zlany zimnym potem, chwiał się na nogach. Wypocząwszy chwilkę, powlókł się dalej i coraz to przystawał, posuwając się powoli, aż doszedł wreszcie do „Gospody“ Miczurina i odnalazł lejtenauta. Tym razem, ku wielkiemu zdumieniu Sergjusza, „cerber“ nie był pijany. W oczach jego wyczytał nawet jakgdyby trwogę czy oburzenie.
— Jak się pan miewa, lejtenancie? — spytał Wagin, wysilając się na wesoły ton.
— Ja się już nie miewam, ale męczę się, jak potępieniec! — odparł z zupełnie już ponurą miną Miczurin. — Mój chlebodawca oszalał! Powiada, że dochody jego gwałtownie spadły do zera, bo, nie wiem, czy wiadomo panu, że te przeklęte „makaki“ japońskie wymogły na dyrekcjach kolei, aby do Szanchaju nie przewożono Chińczyków. Statki z Ankinu, gdzie
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/209
Ta strona została przepisana.