zwlekanie z decyzją, omówił sprawę, wyłuszczył treść zlecenia do Fen-Cziena i ruszył do jaomynia, sowicie opłacanego za tolerowanie i obronę zgoła nielegalnego przedsiębiorstwa, którego nie były w stanie zlikwidować ani najsurowsze dekrety cesarza i wszystkich prezydentów chińskich, ani cyrkularze władz szanchajskich i wściekła kampanja prasowa, ani nawet protesty wszechpotężnych konsulów, zatrwożonych szerzeniem się zgubnego nałogu w kolonji europejskiej. Czeng-Si powrócił do palarni, przynosząc przepustkę. Szef policji oznajmiał w niej, że cudzoziemiec — Sergjusz Wagin, osobiście mu znany, ma wolny wstęp na obszar międzynarodowego terytorjum, jako stały urzędnik europejskiej narodowości, zatrudniony w „cieszącym się sprawiedliwie zasłużoną opinją i znanym hotelu“ czcigodnego obywatela i kupca Hai-Czeng-Si przy ul. Fu-Tien-Koo, N 1018, co „przewidziane jest artykułem 3 i 4 cyrkularza Nr. 17 jego ekscelencji Daotaja trzeciego dnia, drugiego miesiąca dziesiątego roku Republiki Chińskiej“.
Z takim to dokumentem w kieszeni tużurka powrócił Wagin do domu i po raz pierwszy od kilku tygodni pani Somowa posłyszała głos lokatora. Prosił o gorącą wodę, odrobinę benzyny i jakąś szmatkę.
Do północy pracował Sergjusz, piorąc kołnierzyk, czyszcząc garnitur, płaszcz i kapelusz, aby nadać swej garderobie możliwie przyzwoity i świeży wygląd. Gorzej było z obuwiem, ale na łaty i skrzywione obcasy nie było żadnej rady. Poprzestał więc na znakomitem wyglancowaniu trzewików, obiecując sobie, że jutro postara się najbardziej bijące w oczy defekty obuwia przykryć możliwie nisko opuszczonemi nogawicami spodni.
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/217
Ta strona została przepisana.