zamydlenia oczu powałęsawszy się kilka dni samotnie, pocznie „nawiązywać kontakty“, na modłę szpiegów sowieckich... Znamy już te sztuczki!
Pomylili się jednak wszyscy, gdyż nieznajomy, siedzący właśnie przy stoliku w kawiarni i bezceremonjalnie przyglądający się obecnym gościom, wstał nagle i podszedł do okna, gdzie zasłonięty gazetą ukrył się stary senator, tajny radca Ableuchow.
— Ekscelencjo, Piotrze Pawłowiczu, nie poznaje mnie pan?
Senator nasunął okulary na nos i, odłożywszy dziennik, przyjrzał się uważnie stojącemu przed nim nieznajomemu.
— Przepraszam... — mruknął niechętnym głosem, obawiając się nieuniknionego zawsze w takich wypadkach ataku na kieszeń z powołaniem się na „znane szerokiemu ogółowi miłosierne serce ekscelencji“ i na wspólnych znajomych, a nawet krewniaków, — przepraszam, ale...
Stojący przed nim człowiek o skrzepłej twarzy nie dał mu jednak skończyć zdania. Pochyliwszy się nad stolikiem i czując zwrócone na siebie spojrzenia wszystkich obecnych, powiedział tak cicho, że tylko sam radca mógł go posłyszeć:
— Jestem Sergjusz Wagin... Wie mam zamiaru o cokolwiek prosić pana, Piotrze Pawłowiczu, niech się pan nie obawia!...
Przez twarz mówiącego przemknął szyderczy uśmiech.
— Na szczęście, życie nauczyło mnie obchodzić się bez czyjejkolwiek pomocy — dodał natychmiast.
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/23
Ta strona została przepisana.