Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/233

Ta strona została przepisana.

w kropkę jak i wy — „lisowaty był i cały, jak skóra, we włosiach“.
Plen zaśmiał się i spytał, co znaczą te ekskursje w dziedzinę Starego Testamentu.
Lejtenant zmieszał się i niechętnie odpowiedział, machnąwszy włochatą łapą:
— Prawnik-to, więc ma język luźnie podwieszony, no i brzdęka, co mu tam ślina przyniesie...
Wagin, wybuchając śmiechem i klepiąc Miczurina po potężnym grzbiecie, odparł, zwracając się do Plena:
— Trochę przeciągnęła się moja kuracja głodowa, o której wam wspomniałem wczoraj, więc wyglądałem jak nieboszczyk. Poczciwiec ten nakarmił mnie przewspaniałą kaszą z czumizy i wlał dwie miseczki mocnej herbaty. Tak pożądany „nabój“ spowodował u mnie wybuch energji i rozjaśnienie mózgu i — oto widzicie dziś przed sobą potężnego redaktora „Szun-Pao“ w naturalnych wymiarach! Żebyście tylko wiedzieli jak mi dobrze zrobiła ta misa czumizy! Okręciłem tę szelmę-prezesa dookoła palca, niby tasiemkę, i podsunąłem mu wspaniały pomysł wypisania czeku na całych trzydzieści dolarów amerykańskich, to znaczy — 76 tutejszych. Jestem więc miljonerem, a w najbliższej przyszłości zamierzam stać się miljarderem! Żeby już wyglądać na takiego, kupiłem sobie nowe trzewiki, a jutro ujrzeć mnie możecie w śnieżnobiałym, sztywnym kołnierzyku!
— Zawsze mówię, że wygląd zewnętrzny niczego nie dowodzi! Taki sobie zwykły drab, pijaczyna i — niech to pozostanie między nami — trochę nawet bandyta, w gruncie rzeczy zaś najporządniejszy z nie-