Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/234

Ta strona została przepisana.

go i najlepszy człowiek. Nie udawaj, lejtenancie, że nie rozumiesz, o kim mówię!
Śmiali się wszyscy trzej, a potem rozważali możliwości, otwierające się przed Waginem. W toku rozmowy doktór wtrącił nieoczekiwanie:
— Na gruncie chińskim, niedawno tak niewzruszonym w posadach, a teraz wstrząśniętym do głębi, zmiennym i płynnym, powinno się być przewidującym i ogromnie ostrożnym. Dochodzą mnie wieści niedobre. Już podobno połowa doliny Niebieskiej rzeki ogarnięta jest dżumą. Tymczasem nikt nie może mi wyjaśnić ilości wypadków epidemji i samego przebiegu choroby, ale wiem już o kilku żebrakach, którzy zapadli na dżumę w naszej dzielnicy. Chorują również węglarze w osadzie robotniczej, w pobliżu gazowni, położonej za plantem kolejowym. Wypadki epidemji zdarzają się też w Tungczou i Czin-kiangu, to znaczy, że zaraza sunie z biegiem rzeki. Jeżeli przybierze w Czapei znaczne rozmiary, zostaniemy jeszcze surowiej odcięci od Szanchaju i całego świata. Musicie, mili moi, mieć nad tem pilne oko, bo cóż się stanie z waszemi posadami, kiedy rada miejska i rada konsulów ogłoszą kwarantannę?! Wtedy nie pomogą już żadne przepustki. Wszyscy będziemy zmuszeni siedzieć wśród murów naszej dzielnicy i wróżyć, czy porwie nas dżuma, czy też ominie...
Sergjusz zaniepokoił się nowinami, posłyszanemi od Plena, i spytał go, czy policja została już powiadomiona o żebrakach chorych na dżumę.
— Naturalnie, że jaomyń o tem już wie — powiedział doktór. — Wie, ale dotychczas ukrywa prawdę