Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/260

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ XIII.
DUSZE CZŁOWIECZE...

Już dwa tygodnie minęło od dnia, w którym ogłoszono chińską dzielnicę pod surową kwarantanną. Wagin z zaciekawieniem przyglądał się przyjaciołom. Znał ich dość dawno, lecz dopiero teraz mógł im się przyjrzeć zbliska. Zauważył głębokie, szybko zachodzące w nich zmiany. Przedewszystkiem zdumiewała go pani Somowa. Posiwiała do reszty i, niedawno jeszcze beznadziejnie zgnębiona, po śmierci synka spędzająca większą część dnia na jego grobie, powracała przed obiadem dopiero, zapłakana, ogarnięta szałem rozpaczy i wyczerpana zupełnie. Z wysiłkiem, automatycznie zabierała się do sporządzania obiadu dla córki, sama nic nie jadła, nieludzkiem napięciem woli podtrzymując rozmowę, którą Ludmiła chciała ją wyrwać ze stanu odrętwienia i wzmagającej się z dniem każdym melancholji. Gdy córka kładła się i zasypiała, pani Somowa, bez szmeru ześlizgiwała się z łóżka i, klęcząc na podłodze, godzinami modliła się i prowadziła z kimś nieskończone rozmowy głosem serca i łkaniem duszy. Usprawiedliwiała się przed nieboszczykiem mężem, objaśniając, dlaczego nie potrafiła zachować przy życiu synka. Gdyby ktokolwiek mógł podsłuchać tę