Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/273

Ta strona została przepisana.

W takim to będąc nastroju, rzucił Waginowi owe zagadkowe słowa o żalu, iż nakarmił go — wyczerpanego głodem. Być może, wtedy sam jeszcze nie uświadamiał sobie, że przemówiła w nim zazdrość, jadowita, nieokiełzana niczem zazdrość męska. Zrozumiał to jednak Wagin i ze zdwojoną czujnością rozejrzał się po ludziach, z którymi związał go los. Porobił wonczas wiele ważnych i niespodziewanych spostrzeżeń.
Zaczął od siebie i musiał ustalić fakt, że przyzwyczaił się już a nawet przywiązał do pani Somowej, Ludmiły i Miczurina. Czuł się z nimi dobrze i spokojnie. Nigdy go nie nudzili i nie drażnili. Jak wszyscy nadmiernie przewrażliwieni ludzie wiedzieli dokładnie, kiedy i o czem należy mówić, a nigdy nie stawali się gadatliwi i niedyskretni. Nieraz, gdy pili herbatę wieczorną w pokoju Wagina i Miczurina, całe towarzystwo milczało. Nie było to jednak milczenie krępujące i ciężkie, przeciwnie posiadało pewną wymowę, jakgdyby porozumienie się dusz, emanacja niewypowiedzianych myśli, czego dowodziły spojrzenia, wyraz twarzy i podświadome zadowolenie.
— Doprawdy — myślał Sergjusz, — polubiłem te ciche kobiety, pełne wewnętrznej, chociaż mało dostępnej treści. Pragnąłbym im nieba przychylić! Zapewne dobrzeby to było, gdyby Miczurin poślubił Ludmiłę...
W wyobraźni przedstawiał sobie to projektowane stadło. Narazie parsknął śmiechem, a potem ku wielkiemu swemu zdumieniu przeraził się.
— Ludmiła i ten wstydliwy teraz, ciągle niespokojny dryblas?! To — wprost niemożliwe! — roz-