Rozglądając się po sali, szukała wzrokiem Ludmiły. Nie spostrzegła jej jednak, natomiast zwróciła uwagę na kilka nieznajomych osób i zapytała o nie Ableuchowa.
Staruszek uśmiechnął się i potrząsając siwą czupryną, powiedział z jakąś dumą:
— Oto przykład tężyzny rosyjskiej! Ci panowie, co to trzymają się razem i jakgdyby nieufnie przyglądają się towarzystwu, jeszcze rok temu byli nędzarzami, przymierali z głodu i nikt nie wie, w jaki sposób przetrwali. Robili co się da, aby z głodu nie umrzeć, ale jednocześnie mądrze i trafnie badali sytuację. Ten czarny, brodaty o głodzie i chłodzie pracował jako majtek na parowej lichtudze chińskiej, a teraz zajmuje stanowisko kapitana na statku „Ming-Szui Company“, wożąc pasażerów i towary z Szanchaju do Hangczou, Fuczou i Kantonu. Jest to Paweł Bojcow, z wykształcenia leśnik, tymczasem obecnie uzyskał prawa szypra i uważany jest za najlepszego kapitana. Kompanje transportowe ubiegają się o niego, ale on siedzi na swojej „Czangszy“, bo tam zapewne ma jakieś widoki. Obok niego stoi i pali cygaro — Konstanty Własienko — taki wesoły blondynek z zawadjackiemi wąsikami. Dwa lata temu przychodził do mnie po parę groszy w czasie strajku kulisów, a teraz — ho-ho! — naczelny krojczy w sklepie Lih-Funga. Tamten znów do Anglika podobny — skończony inżynier, syn profesora Wasiljewa — Szymon był robotnikiem przy taborze asenizacyjnym, cha-cha! Skarżył się kiedyś mecenasowi Lubiczowi, że jego nowa profesja pozbawiła go powonienia! Czy pani może sobie wyobrazić, co to za wstrętna musiała być praca?!
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/289
Ta strona została przepisana.