Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/293

Ta strona została przepisana.

— Ladies! Gentlemen! Mam zaszczyt przedstawić wam słynnego „carobójcę“ — pana Sergjusza Wagina!
Na sali w tej samej chwili ustała głośna rozmowa, gdyż wchodzili nowi goście, więc głos panienki rozległ się donośnie. Zapadło milczenie i wszystkie oczy skierowały się na Wagina. Sergjusz najmniejszym ruchem nie zdradził zmieszania. Rozejrzał się spokojnie i wnet spostrzegł wlepione w siebie przerażone oczy Ludmiły. Zaśmiał się głośno i, chyląc się w niskim ukłonie, tym samym tonem odpowiedział:
— Ladies, gentlemen! Jestem Sergjusz Wagin, lecz bynajmniej, nie „carobójca“, tylko redaktor działu prasy zagranicznej w koncernie „Szun-Pao“.
Tam i sam rozległy się szepty:
— A przecież nieboszczyk rotmistrz twierdził...
Sergjusz, wciąż śmiejąc się wesoło, dodał:
— W sowieckiej Rosji chcieli mnie uwiecznić pomnikiem za domniemany zamach na cesarzową — i zrobiłbym może błyskotliwą karjerę, ale przybył do Moskwy prawdziwy organizator niedoszłej zbrodni i... musiałem wiać z Rosji! Obawiając się czegoś podobnego na brzegach Whangpu, wolę odrazu sprostować kursujące o mnie fałszywe pogłoski.
Zwracając się do Marty, spytał ją przekornie:
— Nieprawdaż, że straciłem odrazu cały urok tajemniczości w oczach pani i to tak dalece, że ominie mnie napewno filiżanka kawy z... keksem?
Marta, zmieszana i zbita z tropu, podbiegła do boya i sama podała gościowi kawę i tackę z pieczywem. Wagin zbliżył się do Ludmiły i stanął za jej krzesłem.
— Nienawidzę Marty! — szepnęła do niego.