Maciejek“ był dyrektorem kolei syberyjskiej. Marja Piotrowna tyle już spotykała na wygnaniu dyrektorów kolei syberyjskich, że można nimi było zamiast progów wymościć cały plant od Władywostoku do Uralu. Przyzwyczajona była oddawna, że byle inżynierek na emigracji mógł być jedynie „dyrektorem“ kolei, podporucznik z zapadłego garnizonu — conajmniej kapitanem gwardji, a siwobrody, hemoroidalny urzędniczyna powiatowy — wyłącznie gubernatorem. To też patrząc wprawnem okiem na Gruzinów, przekonana była, że chociaż istotnie były to chłopy „dzikie“, lecz nic wspólnego ze słynną „dziką dywizją“ nie miały. I tak to słuchając, przesiewając i rozumując szybko, trzeźwo i cynicznie, zatrzymała się wreszcie na dwu zajmujących ją pytaniach: skąd ta mała „złocista Katiusza“ ma takie brylanty i w jaki sposób mogła je zachować?
W pewnym momencie rzuciła niespodziewane pytanie:
— W jakim punkcie przekroczyli państwo granicę naszej nieszczęśliwej ojczyzny?
Widocznie pani Simicz nieraz już słyszała to zrozumiałe, a jednak podstępne pytanie, gdyż z całą swobodą znowu szczebiotać poczęła.
— Jak ty to śpiewasz, Juro? „Droga orla od wierchu do wierchu, długa i wysoka, aż zbiegnie w słoneczną nizinę Charloka“. Taka to była i nasza ucieczka, kochana pani generałowo! Przeszliśmy Tiań-Szań, przez Dżungarję, Mongolję i Czachar dojechaliśmy częściowo końmi, częściowo wielbłądami do Tafungfu. Pierwsza stacja kolejowa i — wreszcie „Europa” — Tientsin! Z takiemi „dżigitami“, jak moje satelity, można konno przez Ocean przejechać!
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/298
Ta strona została przepisana.