Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/53

Ta strona została przepisana.

rzutów. Niechętnie przyjmowano tu złośliwy żart lub cierpki, wisielczy humor. Jak Anglicy, którzy podczas podróży w dżungli lub na lodowcach Himalajów golą się codziennie i, choćby symbolicznie przebierają się do wieczornego posiłku, tak i ci emigranci rosyjscy zachowaniem swojem w towarzystwie usiłowali nawiązać coraz bardziej zrywające się nici z przeszłością i społeczeństwem. Usiłowania te były rozpaczliwe i tragiczne, gdyż każdy z odwiedzających „Wołgę“ gości w świadomości swej niósł nieodstępne pytanie:
— Czy będę jeszcze mógł przyjść tu w następną niedzielę?
Coraz częściej zdarzało się istotnie zauważyć nieobecność jakiegoś stałego bywalca i dowiedzieć się, że „wyższa siła“ stanęła na drodze znajomemu lub przyjacielowi. Więzienie, choroba lub śmierć na zawsze wytrącały ludzi z tego środowiska, gdzie potrafił przechować się pomimo wszystko skrawek cywilizacji i echo życia towarzyskiego.
Sama właścicielka jadłodajni i skromnego pensjonatu nadawała też wszystkiemu należyty ton. Raczej nawet — ton sztywny, przesadnie etykietalny. Niestara jeszcze, może 45-letnia pani Marja Ostapowa owdowiała niedawno. W okresie istnienia syberyjskiego rządu, gdy to jego armja wschodnia zwycięskim marszem dotarła daleko w głąb Rosji europejskiej, mąż pani Marji — generał dostał się z rodziną za Ural i, będąc człowiekiem przewidującym, natychmiast wyemigrował z pewnym kapitalikiem do Szanchaju. Rozejrzawszy się po terenie, wraz z żoną wynajęli koło Bubbling-Well przytulną willę i urządzili w niej pensjonat i restaurację. Na Rosję, zwalczającą