Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/55

Ta strona została przepisana.

Przepadła na zawsze. Należało więc cały byt przedsiębiorstwa i rodziny oprzeć jedynie na rosyjskiej emigracji. Wydawało się to zupełnie niepewną podstawą, gdyż zubożenie rodaków katastrofalnie postępowało naprzód i prędzej czy później można było oczekiwać, że i ta też klientela wyczerpie się do reszty.
Tak czarne perspektywy doprowadziły generała do anewryzmu serca. Pewnego wieczora, przeglądając księgi rachunkowe, obsunął się na nie stroskaną teraz, a doniedawna jeszcze dziarską, marsową twarzą. Pani Marja Ostapowa znalazła męża w biurze wtedy dopiero, kiedy już zdążył zesztywnieć. Wdowa, wyprawiwszy mężowi wspaniały pogrzeb z udziałem licznych delegacyj kół wojskowych i, zważywszy wszystkie możliwości, postanowiła wszakże przedsiębiorstwa nie zwijać. Zniżyła tylko znacznie jego poziom. „Wołga“ stała się właściwie zwykłą, skromną jadłodajnią, a duży salon z werandą w ogrodzie — niezarejestrowanym nigdzie klubem. Za wstęp do niego płacono drobną sumę, płacono też za przeglądanie pism, za korzystanie z małego bilardu, za zielone stoliki i stare karty. Za to wszystko generałowa i jej piękna, sztywna, jak „zaczarowana królewna“ (tak ją określano w kołach elity emigracyjnej) dwudziestodwuletnia córka — Marta stwarzały nastrój, podtrzymywały wysoki ton i iluzję dawnego, świetnego życia. Rentowało się to wcale, wcale nieźle. Wyniosła, spokojna i dostojna pani Marja śledziła bacznie, aby w jej salonie wszystko odbywało się „comine il faut“, a gdy ktoś z gości, zdziczały w ustawicznym lęku o jutro, stroskany o los rodziny, pozostającej w rękach bolszewików, wyrywał się