Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/71

Ta strona została przepisana.

Kawą czy herbatą? Marto, powiedz, aby podano paniom herbaty!... Proszę przysiąść się do nas!
Panie witały się ze znajomymi i wreszcie, znalazłszy wolne miejsca, usiadły.
Rotmistrz, patrząc na panią Somową wzrokiem inkwizytora, spytał:
— Słyszałem, że u pani zamieszkał Sergjusz Wagin?
— Tak jest! — odparła spokojnie. — Bardzo dobrze wychowany człowiek i idealny sublokator! Wychodzi z domu rano i powraca późno wieczorem. Jeszcze ani razu niczego nie żądał, nawet — imbryka z gorącą wodą do herbaty...
Klimów znowu wybuchnął śmiechem.
— Skoro nic nie wiecie państwo lub macie tak fatalnie krótką pamięć, przypomnę wam coś-niecoś o Waginie! — powiedział świszczącym głosem. — Nazwisko to powinni pamiętać wszyscy, a już szczególnie ci, którzy, jak twierdzą, mieli szczęście bywać na przyjęciach cesarskich — he-he-he!
Goście aż się skulili z przerażenia. Zuchwały rotmistrz cisnął kamyczek do ogródka samej pani Ostapowej. Wszyscy wiedzieli, że robi to umyślnie i śmiali się w duchu, że przecież generałowa zrozumie wreszcie akcenty wątpliwości co do tego, o czem z takim natchnionym patosem opowiadała, wzdychając do dawnej świetności swego życia. Wyczuwała się burza, wisząca w powietrzu. Pani Ostapowa zmarszczyła lekko brwi i mocniej zacisnęła wargi. Lubicz pośpiesznie włożył binokle i wyprostował się. Miał minę i postawę rycerza, występującego w obronie swej damy.