Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/73

Ta strona została przepisana.

dobno zwłoki jego po kilku tygodniach wyłowiono z jeziora Lemańskiego i... nie rozpoznano.
— Ach! — rozległ się przerażony okrzyk Ludmiły Somowej. — Mamo... słyszysz?
Zainteresowanie słuchaczy było jednak tak wielkie, że nikt nie zwrócił uwagi na ten okrzyk, ani na pobladłą straszliwie twarz panienki.
— Wagin zniknął bez śladu... — ciągnął żandarm. — Nie wykryto żadnych stosunków jego z partjami rewolucyjnemi... Nikt o nim nic nie słyszał i nagle teraz Wagin przybył do Szanchaju! Jaką drogą? Dobrze ubrany, spokojny i zapewne materjalnie zabezpieczony...
— Powiedział mi, że ma pieniędzy na jeden zaledwie miesiąc — cichym głosem wtrąciła pani Somowa.
— Łgał! — stanowczym głosem zawołał rotmistrz. — Niewątpliwie jest agentem bolszewickim i wszyscy niebawem przekonamy się o tem!
— Dlaczego pan z taką pewnością to twierdzi? — spytała rotmistrza generałowa, chcąc uspokoić strwożoną panią Somową.
Klimów wzruszył ramionami niecierpliwie i prawie krzyknął:
— Dlatego, że był on prekursorem czerwonych katów! Rosja może istnieć, jęcząc pod batem absolutnego cara-despoty, albo miotać się i konać w drgawkach anarchji. Wagin zadał cios urokowi carskiej rodziny i ośmielił innych zdrajców targnąć się na władzę despotyczną, którą wykończył Lenin...
— Cesarz i następca tronu żyją! — zaprotestowały jakieś starsze, zwiędłe panie. — Na własne oczy widziałyśmy orędzie, podpisane przez nich...