Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/75

Ta strona została przepisana.

— Ludo, uspokój się!... Pamiętaj o naszej sytuacji...
Dziewczyna, zaciskając ręce, odpowiedziała natychmiast z tłumionym wybuchem podrażnienia:
— Przecież — milczę, chociaż cierpię straszliwie! W naszem mieszkaniu obawiam się dotykać klamek, drzwi i przedmiotów, by nie czuć śladów rąk Wagina!
Umilkła, bo podszedł do nich senator Ableuchow.
— Jak się panie miewają? — zapytał, witając znajome.
Pani Somowa, odprowadziwszy starca nabok, opowiedziała mu o tem, co przed chwilą posłyszała o swoim lokatorze.
Senator drgnął i z przerażeniem patrzał na wylękłe i znębione panie.
— Sergjusz Wagin zamieszkał u pani?... — bełkotał. — Sergjusz Wagin...
— Wiemy już, że jest niedoszłym mordercą cesarzowej i Rasputina, który tak skutecznie, wprost cudownie leczył następcę tronu... — szepnęła pani Somowa. — Co robić? Niech pan poradzi!... Wymówić mu mieszkanie? Czyż znajdziemy nowego lokatora? Przecież ten wynajmowany przez nas pokoik jest jedynem źródłem dochodu poza skromnym zarobkiem Ludy... Muszę leczyć synka... gaśnie mi z dniem każdym...
Miała łzy w oczach i wargi jej drżały. Ableuchow zsunął okulary na czoło i, ująwszy panią Somową pod ramię, pochylił się do jej ucha i szeptać począł:
— Znam Sergjusza... przyjaźniłem się z jego ojcem — moim kolegą z senatu. Znam całą tę spra-