Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/76

Ta strona została przepisana.

... Sergjusz poświęcił się dla Rosji... Gdyby zamach jego udał się — nie mielibyśmy bolszewizmu, bo w zwalczeniu jego w zarodku samem dopomogliby nam aljanci... A tak... wyszliśmy z wojny napiętnowani zdradą!... Po zamachu Sergjusz znikł i rodzice jego nic o nim nie wiedzieli... Senator miał tysiączne przykrości po ucieczce syna... Podczas bolszewizmu starzy umarli w więzieniu... Jak panie wiedzą — głód, tyfus plamisty... Tak, tak! Ale, żeby Sergjusz był agentem bolszewickim — temu nie uwierzę nigdy!
Westchnął ciężko i, uścisnąwszy dłoń obu paniom, odszedł zgarbiony i smutny. Wspomnienia strasznych czasów przytłoczyły go do ziemi. Czuł się wzburzony do głębi i oddychał ciężko, porywczo. Pani Somowa powtórzyła córce rozmowę swoją z Ableuchowem i, patrząc na Ludmiłę z niepokojem, spytała:
— Rozumiesz, że to inaczej się przedstawia, niż oskarżenie, rzucone przez tego obrzydliwego Klimowa?
Dziewczyna długo milczała, zaciskając wargi, aby nie wypowiedzieć miotających się w niej myśli. Rozumiała przecież, że matka chwytała się słów senatora, jak tonący — deski. Pani Somowa pragnęła za wszelką cenę zatrzymać u siebie lokatora. Robiłaby to zapewne nawet w tym wypadku, gdyby lokator ten był notorycznym zbrodniarzem, aby tylko płacił i nie powodował zatargów z policją szanchajską. Walczyła, jak mogła i umiała, o życie umierającego na gruźlicę synka. Wiedziała już bowiem, że nie może znikąd oczekiwać pomocy. Musiała borykać się, odrzucając od siebie zasady i przesądy