Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/78

Ta strona została przepisana.

nad stosami gazet i robisz swoje wycinki! Wyzyskiwacze!!!
— Szesnaście dolarów miesięcznie — to opłacone komorne! — szepnęła dziewczyna. — Mamy więc zabezpieczony dach nad głową. To, co się zarobi dodatkowo — idzie na wyżywienie, ubranie i... lekarstwa dla brata... Robię wieczorami korektę w piśmie rosyjskiem i przekłady z włoskiego dla dodatku niedzielnego... Mama wynajmuje... pokój...
— Ach, — prawda! Zapomniałam cię spytać — czy interesujący jest ten wasz Wagin? — ożywiła się nagle panienka. — Bardzo romantyczny typ, coś z tajemnic dworu madryckiego, lub z pałacu dożów! Opowiedz, moja droga, bo to bardzo ciekawe!
Ludmiła znowu pochyliła głowę i cichym, niechętnym głosem odpowiedziała:
— Widziałam go tylko raz jeden!
— Jeden raz? To — niemożliwe!
— Tak! Wychodzę z domu wcześnie, a gdy wracam wieczorem, jego jeszcze niema. Przychodzi późno... W porze obiadowej jesteśmy w domu sami, bo Wagin cały dzień spędza na mieście...
— Cóż on robi?
— Nie wiem... Nikt o niego nie pyta... Nikt go nie odwiedza... Mamusia twierdzi, że zdobyła sobie idealnego lokatora i jest z tego stanu rzeczy zadowolona...
— Romantyczny młodzieniec, pędzący zagadkowy tryb życia, — to wprost niebywałe! — zawołała Marta. — Muszę go poznać koniecznie. Powiem swemu docentowi, aby go do nas zaciągnął.