prawie rok, walka równie przebiegłych przeciwników z przewagą inteligencji na korzyść Wagina, gdyż, ścigany i tropiony przez swego wroga, jednocześnie kierował nim i, zwolna, coprawda, lecz nieprzerwanie posuwał się ku obranemu przez siebie miejscu ucieczki lub ostatecznej rozprawy. Ogarnąwszy gościa spojrzeniem, w jednej chwili uświadomił sobie głębokie zmiany w stosunku swoim do tego człowieka o uszach nietoperza i źrenicach tchórzliwego drapieżcy. Przed trzema tygodniami jeszcze nienawidził szpiega, od kilku miesięcy depcącego mu po piętach. Nienawidził go nietylko dlatego, że ten przy pierwszej nadarzającej się sposobności miał go oddać w ręce władz bolszewickich, co równoznaczne było z rozstrzelaniem, powieszeniem albo nawet z bardziej wyrafinowaną karą śmierci. Wagin nienawidził swego prześladowcy za to, że zmuszał go do postępków wstrętnych dla siebie i poniżających go we własnych oczach, za to, że z biegiem czasu, pod wpływem ustawicznego strachu przed śmiercią, zanikać w nim poczęły cechy człowieka inteligentnego o ustalonych zasadach moralnych. Bolało go, że nie mógł bronić się otwarcie, jak mężczyzna. Musiał ciągle kryć się, uciekać, tułać się po różnych wsiach i zapadłych kątach, zdala od większych zbiorowisk ludzkich, gdzie ścigający go szpieg mógł na jego ślad naprowadzić policję i żołnierzy. Krył się więc po opuszczonych, straszliwie zapluskwionych, ohydnych szałasach łowców syberyjskich, w gąszczu leśnym przy ukrytem starannie ognisku, w rozbitych krypach, wyrzuconych na pustynne łachy, wśród sekciarzy, uchodzących gdzieś w przestrzeń i bez żadnego wyraźnego kierunku i celu, aby tylko być jaknajdalej
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/92
Ta strona została przepisana.