Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/121

Ta strona została przepisana.

nia i rozpaczy ukochanej kobiety. Myślał tylko o niej, z obawą przyglądając się, jak zżerała ją i gnębiła tęsknota, bo już wiedział, że zwalczyć jej nie mogła. Szukając Ludmiły na cmentarzu lub w cerkwi, stawał przed ołtarzem i zatapiał się w nieuświadamianej, z serca tylko płynącej modlitwie. Gdyby mógł rozejrzać się uważnie w swoich myślach i niemych błaganiach, zdumiałby się zapewne i nie uwierzył sobie samemu, że, wpatrując się w umęczone oblicze Chrystusa, żarliwie prosi Go o rychły powrót Wagina i o to, by rozjaśniły się wreszcie bezmiernie smutne oczy kochanej dziewczyny i uśmiech zagościł na jej stroskanej i jakgdyby skamieniałej twarzy, na której rozpacz — rzeźbiarka nielitościwa — ostrem dłutem żłobiła wciąż boleśniejsze zmarszczki. Gdyby ktoś postronny odkrył mu całą prawdę, ukrytą w jego uczuciu dla Ludmiły, Miczurin nigdyby temu nie uwierzył i zapewne oburzyłby się nawet, jak uczynił by to na jego miejscu każdy mężczyzna — posiadacz z ducha i zdobywca z czynu. Jednak ta właśnie ukształtowała duszę jego miłość potężna a nieszczęśliwa. Było coś mistycznego w tej głębokiej przemianie, odbywającej się w nim. Zdać się mogło, że cios, spadający na niego, przyniósł mu dziwny, niezamącony spokój, nawet więcej — jakgdyby radosną pewność, że już połączył się z kochaną dziewczyną nierozerwalnemi więzami trwalszemi od życia i śmierci, że nabył już sobie prawo być jej opiekunem, doradcą i obrońcą najwierniejszym, nic nie żądając wzamian dla siebie i będąc przygotowanym na niemożliwe nawet ofiary. Odczuwał tęsknotę do bohaterskiego czynu w imię niepojętej miłości, która pochłonęła go bez reszty i stała się najistotniejszą i jedyną treścią