Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/122

Ta strona została przepisana.

życia. Pozostawało wszakże niewyjaśnione pytanie — dokąd Ludmiła wychodzi tak często z domu, gdzie przebywa i co robi?
Narazie wykrył, że Ludmiła modli się i płacze na grobie brata i spędza długie godziny w cerkwi, klęcząc, wpatrzona nieruchomo w obraz Chrystusa ukrzyżowanego. Ale ten okres religijności przeminął po pewnym czasie a idący tropem dziewczyny Miczurin nie mógł jej znaleźć, ani na cmentarzu, ani w Domu Bożym.
Długo się wahał, lecz wreszcie powziął postanowienie. Wydawało mu się ono krzywdzącem Ludmiłę, obraźliwem i wstrętnem, lecz nie widział innego sposobu wyjaśnienia niepokojącej go zagadki. Usprawiedliwiał swój postępek jeszcze tem, że zdecydował się na niego dla dobra Ludmiły i Wagina i dla spokoju pani Somowej. Zaczaił się więc pewnego dnia na rogu ulicy, wpobliżu biura Ludmiły, i, gdy dziewczyna, wyszedłszy na ulicę, skierowała się w stronę Bundu, niespostrzeżenie poszedł za nią. Zdumiał się, ujrzawszy ją wchodzącą do pałacyku prywatnego, stojącego w głębi parku w jednej z wytwornych ulic koncesji angielskiej. Spostrzegł wkrótce, że musiało się tam odbywać jakieś zebranie, gdyż do bramy raz po raz z cichym szelestem opon podjeżdżały samochody, a wychodzący z nich panowie i panie znikały we wnętrzu gmachu. Po pewnym czasie, widząc, że do pałacyku zdąża cały tłum młodych ludzi i panienek, przyłączył się do nich i wkrótce znalazł się w obszernej sali, po brzegi wypełnionej publicznością. Z trudem przecisnąwszy się przez tłum, stanął przy ścianie i począł rozglądać się dookoła. Niebawem spostrzegł Ludmiłę. Siedziała w jednym