— Kiedy mam się stawić do pracy? — zadał pytanie Sergjusz, podnosząc się z fotela.
— Czy wystarczy panu miesiąc na zlikwidowanie swoich spraw?
— Najzupełniej! — oświadczył Wagin. — Więc za miesiąc rozpocznę swoje urzędowanie, chociaż, mówiąc szczerze, mógłbym to uczynić znacznie wcześniej.
— Ach, to doskonale się składa! — ucieszył się Chińczyk. — W takim razie proponuję panu zrobić wywiad w terenie jego przyszłej pracy. Nie zawadziłoby zwiedzić i rozejrzeć się po Pekinie, Nankingu i Kantonie. Na pierwsze żądanie pana mój plenipotent Nun-Kou zaopatrzy pana w pieniądze, bilety kolejowe i listy polecające.
— Pan pozwoli, że obmyślę sobie program i w najbliższych dniach zgłoszę się do pana Nun-Kou? — powiedział Wagin, zadowolony niezmiernie z możliwości wyrwania się z Szanchaju i oczekującej go podróży po nieznanym kraju.
— Ależ naturalnie, będę panu bardzo wdzięczny!
Ti-Fong-Tai odprowadził gościa do drzwi i pożegnał go uprzejmie.
Nazajutrz Wagin, wyszedłszy z redakcji, zbiegł schodami na podwórze, gdzie rządził Miczurin, i, wziąwszy go nabok, szepnął:
— Za tydzień wystąpię z redakcji „Szun-Pao“. Otrzymałem inne, lepsze stanowisko. Jeżeli chcecie, mógłbym wyrobić wam dobrą posadę. Bylibyśmy w ciągłych rozjazdach po kraju. To ciekawsze, przecież i, dodam — popłatniejsze zajęcie!
Miczurin zbladł i z trwogą, przez którą przeglądała też źle ukryta podejrzliwość, patrzał na Sergjusza.
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/13
Ta strona została przepisana.