Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/155

Ta strona została przepisana.

warstwą, zatelefonował do pałacyku pani Ellen Bosthaft, a, gdy odezwał się jej sekretarz, spytał:
— Czy nie mógłbym prosić o ścisły adres pana Artura Carling? Zostałem wydelegowany przez koncern prasowy „Szun-Pao“ dla wywiadu. Zamierzamy umieścić obszerny artykuł o tak wybitnym myślicielu i znakomitym mówcy.
— Za chwilę dam odpowiedź! Muszę zreferować prośbę pana mrs Bosthaft — posłyszał Miczurin głos sekretarza, a z brzmienia jego zrozumiał już, że odpowiedź będzie przychylna. Istotnie sekretarz podał adres „proroka“ i w imieniu protektorki jego wyraził zadowolenie spowodu zainteresowania się prasy tak „świetlaną i niezwykłą postacią“.
Lejtenant wyszedł z kabiny i skierował się do gmachu koncernu. Doręczywszy portjerowi list do dyrekcji, wsiadł do taksówki i wkrótce stanął przed wykwintną willą prywatną, rzęsiście oświetloną. Na tle pomarańczowych firanek przesuwały się sylwetki panów i pań. Drzwi wejściowe otwierały się co chwila, wypuszczając odjeżdżających gości. Do bramy podślizgiwały się natychmiast z cichym szelestem opon samochody, ustawione w długi sznur, niby nagle skamieniałe czarne chrabąszcze.
Miczurin, siedząc na podmurowaniu sztachet przed sąsiednim domem, doczekał się aż odjechała ostatnia limuzyna i w salonie zgaszono lampy. Skądś zdaleka dobiegło go głuche uderzenia zegara. Jedenasta! Wstał i, trzymając się lewą ręką żelaznego ogrodzenia, pokulał ku wejściu do willi. Nacisnął dzwonek i czekał. Otworzył mu drzwi służący w pasiastej biało-czerwonej kamizelce i w pantoflach.
— Muszę widzieć się natychmiast z panem Artu-