Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/177

Ta strona została przepisana.

byte! — uśmiechnął się pułkownik. — Dziewięćset lat broniły go wiernie od wszelkich wrogów mury, ciągnące się na przestrzeni 30 kilometrów. Nawet Tajpingowie nie zdołali zagarnąć tego miasta, w którem bohater narodowy, przepraszam — muszę być ścisły — bohater prowincji Kiangsi zabił smoka, zamierzającego zatopić Nań-Czang. W każdym razie można polegać na jego konserwatywnej i zamożnej ludności, że będzie się broniła. Obywatele tego starego miasta podejrzliwie spoglądają na wszelkie nowe wynalazki i ideje, a cóż może być dla nich bardziej nowe, niż komunizm, burzący całe życie posiadaczy? Przywiązanie do prawa własności jest taką samą cechą przyrodzoną Chińczyka, jak... brak poszanowania czasu!
Zaśmiali się obaj.
— Drugi pułk i trzy baterje posłane są koleją na prawy flank armji Fenga, ja mam za zadanie nacisk na komunistów — z lewego — ciągnął dalej pułkownik. — Muszę czemprędzej dojść do Nań-Czangu, gdyż tam mamy dobrze zaopatrzone składy żywnościowe. Dam panu samochód, aby mógł pan zwiedzić północną część prowincji i zarówno sąsiednią Fukien, gdzie można byłoby ustalić punkt dostawy pocisków drogą morską, nietylko jednak do głównego portu — Fuczou, ale szczególnie do kilku małych, naprzykład, — w Santuao i Hingwafu! Gdy pan opracuje plan, proszę mnie odszukać na froncie. Przedyskutujemy tę sprawę i wyślemy raport do sztabu z mojemi uwagami, co znacznie przyśpieszy zatwierdzenie urzędowe, poczem, o szczęśliwcze, będzie pan już mógł wsiąść w Fuczou na statek, za trzy niespełna doby być w Szanchaju i powiedzieć