szpital misyjny... szpital przy „British Jail“... wreszcie wszystko zostaje zapisane... Wagin zamyka gruby, oprawny kwartalnik kompletu „Szun-Pao“, bełkocąc coś, żegna zdumionego prezesa i wybiega.
— Taksówka! — woła i po chwili krzyczy do zdziwionego szofera jakimś wysokim, zdławionym głosem. — Do wszystkich szpitali pokolei! Aby prędzej, aby prędzej tylko!
Sprytny szofer rozumie, że może dziś dobrze zarobić. Miota się więc taksówka od dworca kolejowego, leżącego na krańcu miasta, do murów Czapei na drugim jego końcu, gdzie znajduje się szpital misyjny, stąd znowu na tamten brzeg Suczou-Creek do szpitala na Jalu-Road, a potem do innych, krążąc po całem mieście. Radują się chciwe oczy szofera, zerkając na licznik... W biurach zwiedzonych szpitali nie znalazł Sergjusz nazwiska Ludmiły... Pozostaje jeden jeszcze szpital — angielski. Znika już nadzieja. Czyżby przyjęto tam jakąś bezprawną emigrantkę, której los nikogo w „wielkiej Babilonji“ obchodzić nie może? „Nie umieszczamy nazwisk nikomu nie znanych, gdyż należą do emigrantów rosyjskich i włoskich“ — urąga, wypłynąwszy w pamięci, krótka uwaga redakcji „Szun-Pao“, umieszczona pod listą ofiar.
— Bądźcie przeklęci! — z nienawiścią wybucha na to wspomnienie dusza Wagina, ale po chwili korzy się przed nieznaną mocą, błaga ją o pomoc i pocieszenie...
— British Hospital! — woła szofer, gdy, obejrzawszy się, zobaczył skamieniałą, nieprzytomną twarz pasażera. — Czy mam czekać? Nie? Wypada 25 dolarów 75 centów... I thank you, sir!
Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/202
Ta strona została przepisana.