Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/213

Ta strona została przepisana.

stanie. Gorączka spadła, puls bardziej wyraźny, serce działa sprawniej... Nastąpił jakiś przełom w chorobie, chociaż nie daje się on wytłumaczyć naukowo... Zrobiliśmy zastrzyk, chora usnęła... Nie wiem, dlaczego, ale dziś dopiero wstąpiła we mnie nadzieja!
Potrząsnąwszy mocno dłoń Wagina, odszedł.
Wagin zajrzał w zgasłe oczy Plena. Doktór zrozumiał nieme pytanie przyjaciela i natychmiast mówić zaczął:
— W stanie Ludmiły nastąpiło nagłe polepszenie. Przy takich warunkach zastrzyk może mieć zbawienne skutki... Jestem już prawie przekonany, że ocalimy ją.
Sergjusz tuż na ulicy przycisnął Plena do piersi i trzymał go długo w objęciach, patrząc w niebo i, przypominając sobie dawno zapomniane słowa modlitwy, cicho szepnął je w dziękczynnym i błagalnym porywie. Wagin zawiózł doktora do siebie, a, gdy Plen po wypaleniu fajki umył się i uczesał, poszli razem na kolację. Mówili o Miczurinie i jego smutnym zgonie pod kołami autobusu. Imienia Ludmiły nie wspominali obaj, jakgdyby obawiając się spłoszyć powracające do niej życie.
Nazajutrz rano Sergjusz znowu chodził przed szpitalem, czekając na Plena, który miał być obecny przy drugim zastrzyku. Wyszedłszy do niego, doktór oznajmił, że Ludmiła od samego rana jest przytomna, że temperatura wciąż spada i że dopiero teraz, dostawszy nowy zastrzyk, usnęła i lekko gorączkuje.
— Ale to tak już być powinno! — uspokoił go Plen i zaczął się nagle spieszyć, mówiąc: