Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/243

Ta strona została przepisana.

Plen kiwał głową i szeptał:
— Chaos! Chaos!
Wagin, przypomniawszy sobie naradę u kompradora, zauważył:
— Słyszałem z ust pewnego japońskiego oficera o „wojnie totalnej“ i o wojnie kontynentów i ras...
Plen powtarzał jedno i to samo słowo:
— Chaos! Chaos!
— Djablo ciekawy, ale kłopotliwy przeżywamy okres! — zaśmiał się Downport, wstając i biorąc kapelusz.
Obaj lekarze powrócili do szpitala, Sergjusz zaś skierował się do biura, w którem pracowała Ludmiła. Kierownicy przedsiębiorstwa z zaciekawieniem wysłuchali opowiadania Wagina o wypadku, któremu uległa Ludmiła, i zawołali jednogłośnie:
— Teraz staje się zrozumiałem, dlaczego tak nagle przestała przychodzić do biura! Bardzo ją ceniliśmy za sumienność i pracowitość i pragnęliśmy, żeby jak najdłużej u nas pracowała!
— Z tego wnioskuję, że panna Somowa po powrocie do zdrowia, będzie mogła zająć dawne stanowisko? — wtrącił pytanie Wagin.
— Ależ naturalnie! Uważamy ją za pierwszorzędną siłę! — oświadczył jeden z dyrektorów.
— Panowie pozwolą, że ich opinję o niej i obietnicę powtórzę pannie Somowej?
— Upoważniamy pana do tego i nawet prosimy! — potwierdzili obaj Amerykanie.
Nazajutrz Wagin pojechał na Wusung, aby pożegnać odjeżdżającego Hastingsa. Znalazł go już na dużym statku angielskim „White Star“. Bankier był wzruszony pamięcią o nim Sergjusza i opowiadał