Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/244

Ta strona została przepisana.

kapitanowi, ambasadorowi Wielkiej Brytanji, płynącemu z Jokohamy do Londynu, i znajomym pasażerom o swojej przygodzie z bandytami, nazywając Wagina swoim „zbawcą“. Na prośbę Anglików Sergjusz był zmuszony opowiedzieć im o „mieście mężczyzn“, a gdy wspomniał imię tajemniczego Hung-wu, który był tym, kogo mieszkańcy przerażającego miasta ze strachem nazywają „Wielki On“; Hastings pochylił mu się do ucha i szepnął:
— Kapitan Bojcow doręczył mu ode mnie czek i wyrazy wdzięczności...
— Dobrze pan to zrobił, mr. Hastings, — odpowiedział na to Sergjusz, — gdyż bez jego pomocy nie miałbym przyjemności rozmawiać dziś z panem na „White Star“!
Zaśmiali się obaj porozumiewawczo i uścisnęli sobie dłonie. Wagin powrócił do Szanchaju stateczkiem, kursującym po Whangpu, i wysiadł na przystani wpobliżu Palace-Hotelu.
W wilję odlotu z Szanchaju, o godzinie 4-ej Sergjusz był już w poczekalni. Wywoławszy Plena, powiedział mu, że chciałby się widzieć z panią Somową. W kilka minut potem wchodziła już do pokoiku, w którym, na szczęście, nikogo nie było.
Wagin, ucałowawszy jej ręce, wyrażał tak gwałtownie i serdecznie swoją radość spowodu coraz lepszego stanu Ludmiły, że pani Somowa patrzyła na niego zdumionemi oczyma. Nigdy nie przypuszczała, że ten zrównoważony, niezmiennie spokojny, a nawet zimny i skryty, niemal tajemniczy Wagin mógł mieć aż tak ciepłe i przyjazne dla nich uczucie. Zdumienie jej przeszło wkrótce w rozrzewnienie, gdy Sergjusz z prostotą i szczerością, głosem wzruszonym,