Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/251

Ta strona została przepisana.

moje domysły. Z oczu Miczurina i wyczuwanych prądów jego myśli wyczytałem, że postanowił zabić Artura Carlinga. W parę godzin potem nie wątpiłem, że i sam już nie żyje... Być może w tej jego śmierci zawierała się ofiara? Usunął się na zawsze z życia Ludmiły... i waszego...
Wagin usiadł na krawędzi pryczy i zamyślił się nad słyszanem przed chwilą. Wszystko, co mówił Plen, wydawało się jasnem i dla niego pomyślnem. Radość jednak nie powracała do serca, a w duszy, jak przez wszystkie te ponure dni, miotał się nieokreślony, a jadowity strach. Wagin pogrążył się w myślach i nie widział, że podniecony rozmową doktór zdążył wypalić jeszcze jedną fajkę. Blady i nieprzytomny leżał nawznak i, patrząc w mrok pod sufitem, częstotliwie poruszał słabnącemi wargami.
Spostrzegłszy to wreszcie, Sergjusz zaniepokoił się i skinął na siedzącego przy piecu So-Hai. Stary Chińczyk uważnie przyjrzał się Plenowi i, krzywiąc usta, zamruczał chrapliwie:
— Uczony ta-je nie pociągnie już długo! Pali po dziesięć fajek dziennie... To bardzo dużo!... Pewnego wieczora z krainy siedmiu marzeń przejdzie na zawsze do krainy cieniów...
Mrucząc, z fachową zręcznością przyłożył nieprzytomnemu doktorowi płaską blaszankę z gorącą wodą do stóp i owinął głowę ręcznikiem, zwilżonym zimną wodą, po chwili powtórzył ten sam zabieg w odwrotnym kierunku i, podważywszy pacjentowi zęby, wlał kilka kropel płynu z flaszki, którą zawsze miał w kieszeni.