Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/293

Ta strona została przepisana.

pięciu ludzi z załogi i trzydziestu strzelców essekskich... rekiny pędziły za nami potem aż do Perimu, wciąż spodziewając się, widać, nowej wyżerki...
Kapitanowie okazali się ludźmi dzielnymi i doświadczonymi. Załoga pod ich kierownictwem pracowała szybko i sprawnie. Na trzeci dzień wyciągnięto z pod pokładów ostatnie skrzynie, lecz odpłynąć statki nie mogły, gdyż zaszła zwłoka z kontrolą wojskową. Goath, by wykorzystać ten czas, zarządził malowanie kadłuba „Plymouthu“, a czarny Murdock naprawiał swoje dynamo.
Razem z kapitanami Wagin zwiedził największą niewątpliwie osobliwość „chińskiego Paryża“ — „pływające miasto“. Rzeka Czu-Kiang wpada do zatoki kantońskiej, płynąc niezliczonemi korytami przez szeroką deltę, jeszcze bardziej pociętą licznemi kanałami, łączącemi poszczególne łożyska rzeki. Właśnie tu — w rozwidlinach rzeki w niepamiętnych czasach powstało pływające miasto, zaludnione przez 300.000 niewiadomo skąd ciągle tu przybywających mieszkańców — różnojęzycznych, różnowierczych i różnoplemiennych. Istna Wieża Babel, gdyby nie swoisty żargon „rzeki Pereł“, który ułatwia porozumienie się między sobą tego zbiorowiska ludzkiego prawdziwem chińskiem „esperanto“, dającem się słyszeć niekiedy nawet w Tientsinie, Szanchaju i w Fuczou, bo i tam dociera przedsiębiorczy, nie mający nic do stracenia obywatel cudacznego miasta. Wszystko w niem jest własne i odrębne, a bardziej tradycyjne niż gdziekolwiek, bo stare obyczaje stały się podstawą samego istnienia tych setek tysięcy ludzi wodnych. Mają oni swoich, nigdzie więcej nie spotykanych i nie czczonych bogów i duchów. Legen-