Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/308

Ta strona została przepisana.

cej publiczności została zatrzymana na różnych stacjach, wreszcie o jakie dziesięć kilometrów od Szanchaju pociąg stanął i konduktor oświadczył, że ruch kolejowy został wstrzymany. Na przystanku, gdzie się zebrał duży tłum okolicznych mieszkańców i uciekinierów z Szanchaju, kursowały trwożne i sprzeczne wieści. Wreszcie Wagin ujrzał kilka samochodów, pędzących szosą. Wybiegł naprzeciwko i zatrzymał jeden z nich. Jechała w nim rodzina kupca włoskiego. Jakaś przerażona i rozczochrana dama opowiedziała, że zaczęło się od napadu studentów na patrol japoński, a, gdy żołnierze zrobili użytek z broni, z poza murów Czapei wyplusnęła fala „najstraszniejszych typów“ i — rozpoczęły się grabieże i akty gwałtu nawet w dzielnicach koncesyjnych.
— Na Nanking Road i Bundzie kulisi i żebracy powybijali kamieniami wszystkie szyby! — krzyczała nieprzytomnym głosem opasła Włoszka. — Tłum wdarł się do hallu rady miejskiej i zdemolował go! Japończycy zamierzają bombardować Czapei... Na ulicach patrole angielskiej i francuskiej policji!...
Wagin nie słuchał już. Ze ściśniętem sercem biegł szosą, zdążając do miasta. Spotykał coraz więcej samochodów, spieszących ukryć się w Hanczou i innych spokojnych tymczasem miasteczkach. W tym samym kierunku ciągnęły tłumy Chińczyków, uchodzących z zagrożonego Szanchaju.
Biegnącego Sergjusza zatrzymywano i krzyczano mu:
— Miasto otoczono wojskiem! Nikogo tam nie wpuszczają! Na ulicach gwiżdżą kule! W nocy będą się tam działy straszne rzeczy! Na Whangpu stanęły