Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/31

Ta strona została przepisana.

ralność i o ludzi, z którymi podtrzymywał stosunki.
Generałowa zeznawała rzeczowo i ściśle, wyrażając jaknajlepszą opinję o człowieku, którego w tajemnicy przed wszystkimi tak niedawno jeszcze nazywała „swoim Gregoire‘-em“.
— Inteligentny, prawdziwy dżentelmen, wykształcony, uczciwy, sumienny, ascetycznie wstrzemięźliwy, moralny, obracał się w najlepszem towarzystwie — padały przekonywujące, chwilami nawet gorące słowa.
— To dziwne, to — bardzo dziwne! — niedowierzająco wzruszał ramionami mr. Brown. — Policja przedstawiła mi obciążające pana Lubicza dowody z okresu, gdy mieszkał jeszcze u pani. Naprzykład, zagadkowe przedostanie się jego do opieczętowanego pokoju fałszerza banknotów, sprawy z podstawionymi świadkami...
Pani Ostapowej wydało się, że w piersi jej gromadzić się poczęły zwały lodu. Dygotała z zimna i z trudem łapała powietrze blademi ustami.
— Czy pan sędzia oskarża o coś pana Lubicza? — rzuciła wreszcie pytanie, słysząc jak szczękają jej zęby. Z przerażeniem niby w straszną zjawę wpatrywała się w mętne, zimne oczy sędziego.
Ten uśmiechnął się blado i odpowiedział:
— Tak jest! Lubicz został uwięziony za sfałszowanie testamentu obywatela brytyjskiego!
Odpowiedziawszy na kilka jeszcze pytań, generałowa wyszła z gabinetu sędziego i z pomocą swojej towarzyszki wsiadła do dorożki. Jechała, nie odzywając się ani słowem. W jej duszy, która nagle się załamała pod ciężarem spadających na nią ciosów, wyła rozpacz: