Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/315

Ta strona została przepisana.

głos młodego oficera, — przychodzę w imieniu związku oficerów, jednakowo ze mną myślących...
— Kapitanie! — przerwał mu natychmiast generał, surowo marszcząc brwi. — Kapitanie! Ustawa zabrania tworzenia się jakichkolwiek grup i związków w wojsku!
— Panie generale! — jeszcze bardziej głuchym i już groźnym głosem odpowiedział Nadoku. — Przychodzą niekiedy chwile, gdy ustawa idzie w kąt, na pierwszy plan natomiast wysuwa się dobro kraju! Związek, o którym melduję, żąda rozpoczęcia natychmiastowych działań wojennych, przeciwko buntownikom chińskim, zburzenia ich gniazda — Czapei i posunięcia naszych wojsk od Szanghai-Guan poza Wielki Mur! Skomunikowaliśmy się już z oficerami północnej dywizji i teraz stoję tu przed panem generałem, prosząc go o odnośny rozkaz!
General Tojokuni zbladł. Pomilczawszy chwilę, odparł krótko:
— Czekam na rozkazy sztabu głównego...
Kapitan Nadoku podniósł ramiona.
— Odpowiedź można przewidzieć! „Brońcie się, lecz nie drażnijcie ludności. Minister spraw zagranicznych wysyła notę.“ Tak będzie brzmiał rozkaz sztabu, znajdującego się pod wpływem dyplomatów, którzy liczą się z całym światem, a najmniej z pragnieniami i dobrem własnego narodu...
— Proszę milczeć, kapitanie! — krzyknął oburzony generał. — Słowa pana kwalifikują się do oddania kapitana pod sąd wojskowy!
— Wiem o tem! — potrząsnął głową Nadoku. — Mimo to, gotów jestem powtórzyć wszystko, com tu powiedział. Nie chodzi tu o mnie lub o pana gene-