Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/337

Ta strona została przepisana.

Szczególnie cieszono się z każdego ruchu anty-japońskiego w kołach oficerów japońskich i nietylko dlatego, że przemysł i rolnictwo mogły przy tej sposobności zdobyć nowe kopalnie i ziemie orne, ale przedewszystkiem, że dawało to powód do coraz natarczywszych żądań jak najgłębszych zmian w konserwatywnym rządzie, w ustroju państwowym i w wykonaniu wielkich planów państwa Wschodzącego Słońca, już obarczonego wziętem na swoje barki brzemieniem posłannictwa dziejowego.
Tak też i było tego wieczora, kiedy Wagin przybył do Szanchaju. Pancerniki i torpedowce japońskie zdążyły już dopłynąć do Wusungu; jedna część ich stanęła na redzie, druga — weszła do Jangtse i sunęła ku Nankingowi; torpedowce i dwa lekkie krążowniki — gotowe do bitwy, groźnie dymiąc, w milczeniu zamarły tuż przed Szanchajem.
Ze wszystkich okien na poddaszach i dachach, ze szczelin między domami na peryferjach miasta, z poza murów i płotów, otaczających składy handlowe, z suteryn gmachów na Bundzie, z krzaków w parkach i z łodzi rybaków i przewodników, niby tysiączne źrenice pająków, skierowane były oczy Chińczyków ku najważniejszym punktom Szanchaju. Szczególnie uważnie obserwowano przybyłe okręty wojenne i koncesję japońską, koszary policji angielskiej i pałac konsulatu, stację policji francuskiej, ponury blok budynków, mieszczących milicję chińską i koszary wojsk rządowych, gdzie na zmianę stały poznaczone flagami narodowemi, „nietykalne“ samochody dyplomatycznych przedstawicieli Wielkiej Brytanji i cesarstwa Wschodzącego Słońca. W podziemiach świątyń i czynszowych domów chiń-