Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/52

Ta strona została przepisana.

kim dymem opjum i zmusiła uznać za jej przywilej niepodzielne prawo w milczeniu i pokoju cmentarzyska zatruwać żółtych i bronzowych „bliźnich“ (tak przecież nazywa ludzi Biblja?), gdy tymczasem oni muszą milczeć i umierać. Ale patrz, patrz! Oto syn twój razem z tymi zatrutymi przez Anglję miljonami parjasów pracować poczyna nad tem, aby zrzucić jej władzą!
Matka wpatrywała się w syna niebieskiemi, coraz bardziej mglistemi oczami aż rozwiewała się zjawa i pozostawiała Sergjusza Wagina na rozdrożu, w rozterce...
Pewnego wieczora, gdy napadła go udręka zwątpienia, odwiedził go Miczurin. Nadrabiał miną, udawał wesołego i szczęśliwego, jednak przed spostrzegawczym wzrokiem Sergjusza nie ukryły się nerwowe, niespokojne ruchy lejtenanta. Opowiadając o swem życiu w domku pani Somowej, zrobił przyjacielowi nieszczery wyrzut:
— Zapomnieliście o nas zupełnie i ani razu nie zajrzeliście do dawnego legowiska, a my was ciągle wyglądamy z niecierpliwością.
Wagin usprawiedliwił się brakiem czasu i nadmiarem pracy.
— Rozumiem, rozumiem! — potakiwał mu lejtenant. — Codziennie mówimy o was przy kolacji.
— To wy codziennie bywacie u pań? — spytał Wagin.
— A jakże! Staram się cały czas spędzać z niemi. Przecież mieszkam u nich i...
— ...kocham się w pannie Ludmile — z suchym śmiechem dokończył za niego Sergjusz. — Powiedzcież mi wreszcie, jak stoją wasze sprawy?