Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/55

Ta strona została przepisana.

Przypomnijcie sobie, co u mnie z tego wynikło! Przyjrzyjcie się lepiej sobie i pannie Somowej... Przekonajcie się wpierw dobrze, ale to prawdziwie dobrze, czy wyniknie coś z tej waszej miłości z owem melodramatycznem „albo“! Nie pogniewacie się chyba na mnie, jeżeli powiem otwarcie, jak niezainteresowany przyjaciel — przyjacielowi, że Ludmiła nie byłaby odpowiednią dla was żoną!
Miczurin wydał głuchy jęk i głową upadł na złożone na stole ręce.
— Przykro mi to mówić, ale tak jest... Ludmiła — może być świętą mniszką, męczennicą, sekciarką, natchnioną prorokiną, ofiarną sanitarjuszką na polu bitwy, może być nawet Joanną d‘Arc, ale żoną... waszą żoną?!
Wagin wysoko uniósł brwi i ramiona. Po chwili nerwowym krokiem zaczął chodzić po pokoju, zły na siebie, że na tak intymne tory sprowadził ważną dla przyjaciela rozmowę.
— Poco? — robił sobie wyrzuty. — Nic przecież nie przekona tego zakochanego olbrzyma!
Zgadł, bo Miczurin zerwał się nagle z krzesła i walnął pięścią w stół.
— Tak? — zasyczał groźnie. — Ludmiła nie stworzona jest na moją żonę? Myślicie zapewne, że zato wy bylibyście dla niej idealnym małżonkiem? Ona — sekciarka, prorokini, Joanna d‘Arc, a wy — tajemniczy pięknoduch, który niewiadomo nigdy, co myśli, a zbrodnię umie przybrać w jaknajpiękniejsze szaty... Ale nie! nie! Pójdę do niej i opowiem jej całe swoje życie, dzień po dniu, nic nie ukryję, a wtedy zrozumie moją mękę grzesznika, który pokochał świętą i...