Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/69

Ta strona została przepisana.

rzecz, nieprawdopodobna, że w redakcji wpadło mi do rąk właśnie to drobne ogłoszenie Chackelesa! Jakgdyby ostrzeżenie, czy przepowiednia oczekujących mnie ważnych zmian...
W mózgu ludzkim rodzą się bardzo dziwne nieraz myśli, wywołane zapewne tajemniczym związkiem, istniejącym pomiędzy chwilą obecną, a przeszłością, jakieś przebłyski dawno przeżytych wrażeń, jakieś niezwykle żywe wspomnienia. Wagin, myśląc o „towarzyszu“ Abramie, przypomniał sobie nagle pewne spotkanie z Ludmiłą. Szedł z izolowanego, zamkniętego Czapei, aby szukać sobie pracy, a, ujrzawszy Ludmiłę, natychmiast poczuł już nie samą nadzieję tylko, lecz niezłomną pewność, że uzyska wszystko, do czego dąży. I jeszcze... jedno spotkanie na Bundzie... Te jej naiwne, niezdarne usiłowania, by osłabić w nim przykre wrażenie ich pierwszej rozmowy i ten pierwszy, gorący protest — pozornie obojętny ale jakżeż rozpaczliwy — przeciwko jego wizji zamkniętego szczelnie klasztoru i czarnych, milczących, beznamiętnych mrówek... A ta wysuwająca mu się z ręki, drżąca dłoń dziewczyny w chwili pożegnania?
— Nie mam już wrogów na świecie! — powtórzył Sergjusz i z nagłem ożywieniem dodał: — Ale przyjaciół mam, nowych przyjaciół! Ludmiła, jej matka, wreszcie — Miczurin... Musiał on przecież wyczuć, że głównie dla jego spokoju i szczęścia nie szukałem zbliżenia z Ludmiłą i, po zamieszkaniu na Nanking Road, ani razu nie byłem u Somowych?... Wreszcie doktór Plen... lubi mnie ten ginący dziwak i cieszy się za każdym razem, gdy mnie widzi. Tak — mam już przyjaciół!