Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/75

Ta strona została przepisana.

religji, prawd, które stały się zabobonem, i od wpływów zachodnich!
Rozpoczął o ile długą, o tyle płytką orację, czczą i napuszoną, a zdradzającą cechy popularnych broszur agitacyjnych, nie podejrzewając nawet, że rozmawia z prawnikiem. Wagin nie miał wszakże zamiaru wdawać się z nim w jakąkolwiek debatę. Słuchał go jednak z ciekawością. Uderzała go nieukrywana pogarda, gdy młodzieniec mówił o cywilizacyjnym dorobku europejskich narodów, co chwila używając zwrotów tak zwykłych dla prowadzonej przez pewne czynniki propagandy nacjonalistycznej, która była jednak niczem innem, jak tylko brutalną i ponurą ksenofobją. Wagin wiedział i kilkakrotnie osobiście się przekonał z rozmów swoich z Jun-cho-sanem i kompradorem, że szkoły chińskie usiłują tą wrogością dla cudzoziemców obudzić w Chińczykach nacjonalizm, naogół niezrozumiały dla tego zbiorowiska ras i szczepów, posługujących się różną mową a posiadających różnorodną ideologję i przekonania wyznaniowe. Podczas swych wizyt u ministrów i urzędników chińskich spostrzegał również wyraźną lub ukrytą pogardę dla obcokrajowców, dla ich praw i kultury.
— Czyżby Chińczycy, których tak gościnnie i serdecznie przyjmują w swych murach uczelnie europejskie, otwierając im drogę do najwyższego poznania swego dorobku cywilizacyjnego, wywozili z zagranicy tylko tę pogardę, szyderstwo i wrogość? — myślał Sergjusz i zadawał sobie następne pytanie: — Jakaż jest tego przyczyna? Czyżby wyrażały się w tych objawach zasadniczo niepodobne lub nawet mające cechy idjosynkrazji cechy umysłowości