Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/80

Ta strona została przepisana.

zjawiały się na stole w ściśle przez kulinarję chińską ustalonym porządku „z siedmiu gam smakowych“ o interwalach z zup, o „tercję“ ostrzejszych od poprzedzającej je gamy. Ostrygi i ślimaki lądowe w różnych postaciach — od zupy do pasztetu, młode pędy bambusów, rdzeń pewnego gatunku palmy, kapusta morska, raki, głowonogi, potrawka z gniazd jaskółczych, galareta z płetwy rekina, jakieś pieczone ptaszki z sałatką z hub, hodowanych na gnijących dębach, ryby w niezliczonych odmianach, ryż z różnemi sosami, dodatkami i okrasą — wszystko to popijano dobrem winem francuskiem z piwnic firmy Lu-Huna.
Po obiedzie, podczas deseru i herbaty przybył jeden z generałów chińskich, ale, posłyszawszy od Wagina o zajęciu Mongolji przez bolszewików, przeraził się i czemprędzej pomknął do sztabu. Sergjusz nie wątpił, że władze wojskowe nie posiadały żadnych informacyj o tak ważnym dla Chin wypadku. Mimowoli pomyślał, że widocznie organizacja wojskowa stała na niedostatecznie jeszcze wysokim poziomie i że Chińczycy przynajmniej pod tym względem nie mają powodu do bezwzględnej pogardy dla Europejczyków.
— Nie wątpię, że w Londynie i Paryżu wiedzieli o proklamowaniu niezależnej Mongolji w tym samym już dniu, kiedy czerwone oddziały wkroczyły na jej terytorjum, tymczasem rząd wasz dotychczas, jak mogę sądzić, nie został o tem powiadomiony — zauważył Wagin.
Chińczycy milczeli i tylko Jań nucił głupi kuplet francuski: