Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/116

Ta strona została przepisana.

— Ale ta Marja Guerra, ba! urodziła się z ambicjami. Nie chciała prać cudzych brudów, ani też biegać po piętrach z koszami pomidorów i cebuli. O, nigdy, przenigdy! Guerra posiadała dźwięczny głosik i postanowiła zaćmić nim wszystkie sławy światowe. Czego nie mogła osiągnąć Marja Guerra, to zdobyła Ineza de Mena...
— Ineza de Mena? — powtórzył Enriko.
— Tak! Jeszcze, jako Guerra, biedna, jak mysz kościelna, a zuchwała, jak konkwistador hiszpański, poznałam starego arystokratę, Rodriga de Mena. Ożenił się ze mną i wkrótce zmarł... Nie pozostawił mi nic, oprócz mojej sztuki, nazwiska i dużej ogłady światowej. Wtedy to, jak mówią żeglarze w Almeria, „rozwinęłam żagle na pirackiej galerze!“ Cha! Cha! Byłam piratem na życiowem morzu! Pracowałam, ryzykowałam, porywałam się na rzeczy niemożliwe, jak prawdziwy, zuchwały zbój morski, lecz zaznałam też upojenia zwycięstwa i bujnej radości pirackiej! Oto jest, drogi chłopaku, moja krótka biografja!.. Należała się panu ta spowiedź, albowiem posłyszałam w samochodzie bardzo dosadne wyznania pewnego „un pobre diablillo“, którego będę miała zaszczyt podejmować u siebie kolacją. Jak widzę, sygnalizuje już o niej moja wierna towarzyszka, donna Pelajo Ramio, rycerzu wschodniej bajki!
Przeszli oboje do jadalnego pokoju.
Zacisznie tu było. Szkarłatne promienie zachodzącego słońca różowiły białą serwetę i rozpryskiwały się w drobne, migotliwe krwawniki na kryształach zastawy. Duże śmigło elektryczne wirowało nad stołem bez szmeru i pod jego wiewem lekko się poruszały wiotkie gałązki tuberoz, wstawionych do wysokiego opalowego kielicha.
— Senora nie sama była wczoraj w Retiro? — spytał podczas kolacji Enriko, popijając wino.