Pozbawiony towarzystwa Inezy i wyrwany z nieznanego mu przedtem szału wzburzonych zmysłów, mulat długo walczył z ogarniającym go smutkiem i niejasnem, dokuczliwem, odganiającem myśl pragnieniem pieszczot i zapomnienia. Zmagał się ze sobą przez cały wieczór. Zaczynał pisać, lecz rozleniwiona i znużona dusza jałową była i pozbawioną polotu. Zwracał oczy na krucyfiks, wiszący nad łóżkiem, bojąc się wyszeptać słowa modlitwy ustami, na których jakgdyby płonęły jeszcze niestarte pocałunki kochanki. W pewnej chwili przypomniał sobie o swym dobrym genjuszu — don Miguelu Cervantesie i, zamykając oczy, w skupieniu błagał go o pomoc.
— Uczyń to, Alonso el Bueno, nie dla mnie — niegodnego, lecz dla niej — małej, dobrej Lizy, która płakała nad cierpieniem twej duszy nieukojonej! Dopomóż mi, wielki, promienny mistrzu, jeżeli to, co zamierzam uczynić, potrzebne jest i dobre!
Tak szepcąc, zabrał się do roboty. Czuł jakieś rzeźkie powiewy, niby prądy wartkie napływające mu do duszy. Z radością witał zbawienne dla niego ukojenie i sunące przed jego oczami nowe obrazy, tłumy ludzi nieznanych i korowody wydarzeń.
Przez noc napisał trzy nowe rozdziały „Wolności królewskiej“ powieści o Joze Faruba, potomku królewskiego rodu, marzącym o wolności.
Enriko Kastellar, mimo, że był młody, często kontrolował siebie.
Wkrótce spostrzegł, że mniej już tęskni za Inezą. Czuł się teraz znużonym upojnemi nocami, spędzonemi w nieprzytomnem podnieceniu, w wirze pocałunków i pieszczot, któremi Ineza de Mena doprowadzała go do ekstazy i szaleństwa.
Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/132
Ta strona została przepisana.