Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/136

Ta strona została przepisana.

i promienniejszej od słońca! Ona pierwsza, ona dziecko jeszcze, z czarnemi warkoczami, związanemi żółtą kokardą, wskazała mi drogę do zwycięstwa. Wtedy, gdy ty, Inezo...
Przerwała mu i syknęła:
— Ja? Byłam dla ciebie jedną z tych wielu...
— Inezo! Na Madonnę, co mówisz?! Byłaś mi najdroższą przyjaciółką...
Umilkł i patrzał na nią wylękłym wzrokiem. Wpiła w niego przenikliwe i jarzące się oczy. Długo nie odzywała się, a gdy zaczęła mówić, głos jej drżał. Hamowała się jednak i usiłowała nadać słowom swoim odcień serdeczności.
— Najdroższy mój! Wiedz, że nie znajdziesz na świecie kobiety, która, oddając ci się po raz drugi nie marzy w duchu o głębszem dla siebie uczuciu... Jest to przekleństwo, ciążące na nas... Ale nie o tem chciałam mówić z tobą!... Nie to jest przyczyną, dlaczego musimy, zrozum, musimy się rozstać, amigo, rozstać na zawsze!
— Inezo! — żachnął się Enriko, zrywając się z krzesła. — To niemożliwe!
— Tak być musi! — rzekła z naciskiem. — Zrozum, że gdybyś pokochał mnie, co byłoby nieszczęściem dla ciebie, a kłopotem dla mnie, — miłość twoja do senonty Lizy rozpłynęłaby się, jak kawałek srebra wrzuconego do roztopionej stali... Silniejsze druzgocze lub pochłania słabsze. Takie, podobno, prawo ustaliła natura... Tymczasem — ty mnie nie kochasz... Powiedziałeś mi o tem wręcz, z całą szczerością...
— Ucieszyłaś się z tego!... — mruknął mulat.
— Ucieszyłam się, myśląc o tobie wyłącznie! — odpowiedziała smutnym głosem. — Potem, pozostawszy sam, mogłeś pracować spokojnie i dużo. To znaczy, że nie myślałeś o mnie, nie tęskniłeś... Dziś znowu pozo-