Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

stawiłeś mnie poza nawiasem serca i duszy, dałeś mi miejsce wyłącznie w orbicie zmysłowych przeżyć... Jednak one cię pochłaniały, zatruwały ci duszę — spostrzegłam to!... Nie kochając mnie, a zarazem oddając się wraz ze mną szałowi, utraciłbyś miłość dla tego dziewczątka o czarnych warkoczach i żółtej kokardzie, dla tego dziecka, które uczyniło z ciebie wielkiego niemal człowieka... Z rozpaczą szukałbyś potem resztek i odłamków młodzieńczego uczucia, a nie znalazłszy nic, prócz szmatek bez barwy i rysunku, jak te, które wykopują grabarze ze starych mogił, złorzeczyłbyś mi, a może przeklinał nawet...
Mówiąc, zwolna dochodziła do równowagi. Twarz jej stawała się spokojniejsza; łagodny, trochę smutny uśmiech nie znikał z ust.
— Nie chciałabym doczekać się tego, Enriko! O, nie! Nic przyszedłbyś wtedy na Cruciero i nie przyniósłbyś mi kwiatów...
Roześmiała się cicho i rzewnie. Usiadła obok Enriko i otoczyła go ramieniem.
— Mały, biedny nino! — mówiła. — Czeka na ciebie długa i jeszcze bardzo mozolna droga, o, stokroć cięższa, niż dla każdego przeciętnego Hiszpana, który wogóle do niczego nie dąży! Pamiętaj, że masz piękną, lecz zbyt smagłą twarz i oczy, z których urąga białym ludziom rozszalałe słońce czarnego lądu. Jesteś szczęśliwcem, jedynym na miljony, boś znalazł swój ideał, boś w imię jego wzleciał wysoko! Czyżbyś chciał porzucić tę moc swoją i ten pęd naprzód? Czyżbym śmiała doradzać ci to i dla własnych zachcianek popychać cię do zguby? O, nie, nino mio, jestem twoją przyjaciółką na całe życie i trochę... troszeczkę zakochaną w pięknym, utalentowanym Enriko Kastellar, muszę więc ratować go... uczynić tak, aby świt nigdy nie przeszedł w ponury,