Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/152

Ta strona została przepisana.

— Tak też myślałem! — ucieszył się generał. — A więc zrobimy tak! Porzucisz szkołę, bo nic, oprócz nędznego życia, dać ci ona nie może, i wstąpisz do szkoły wojennej w Toledo. Ukończysz ją przy mojem poparciu i za rok dostaniesz awans oficerski. Z oficerem, który podczas ciągłych zamieszek w kraju i w kolonjach może się odznaczyć, łatwiej mi pójdzie. Rozumiesz: pisarz i odważny oficer — to będzie miało taki urok, że rodzina nie będzie protestowała, jeżeli swemu... chrzestniakowi dodam drugą połowę swego nazwiska na znak uznania?... Przeprowadzę to przez kancelarję jego królewskiej mości... Zgadzasz się na ten plan?
— Dziękuję ekscelencji! — zawołał Enriko.
— Bardzo się cieszę! — uśmiechnął się generał, kładąc rękę na ramieniu mulata.
Pomyślawszy chwilę, chrząknął i zapytał:
— Co wiesz o matce... Miała na imię — Belira?
— Od chwili, gdy „Biali Bracia“ znaleźli mnie nieprzytomnego wpobliżu koszar, nigdy jej więcej nie widziałem, ekscelencjo... — szepnął Enriko, zaciskając zęby. — Przychodziłem na brzeg Elaro, ale po naszej chatce śladu nawet nie pozostało...
Don Dominiko spuścił oczy i milczał.
Westchnąwszy, rzekł po chwili:
— Idź teraz, chłopcze! Wkrótce zarządzę wszystko, o czem się mówiło...
Do gabinetu wszedł adjutant.
Hrabia doprowadził młodego mulata do drzwi i, ściskając go za rękę, rzekł głośno i przesadnie uprzejmie:
— Proszę w zupełności liczyć na mnie, caballero!
— To ten słynny teraz pisarz. Jest moim chrzestnym synem; ojciec jego był oficerem w moim bataljonie — mówił po wyjściu Enriko do adjutanta. — Dzielny i utalentowany chłopak! Chciałbym mu dopomóc